Startup – o czym w ogóle rozmawiamy?
Na swoim blogu często piszę o startupach. Startup jest też częstym tematem rozmów, które prowadzę z praktykami i studentami. I choć słowo na stałe (chyba) weszło do polskiego słownika, to ciągle różnie je rozumiemy. Jak można i jak warto myśleć o startupach? Skąd wynikają nieporozumienia? Zapraszam do krótkiej lektury.
Startup po amerykańsku
Sięgając do źródeł – w ojczyźnie startupów, czyli w USA, dla przeciętnego człowieka startup to po prostu przedsiębiorstwo, które rozpoczyna działalność. Potwierdza to rzut oka do amerykańskiego słownika języka angielskiego Merriam-Webster, w którym przeczytamy, że
startup – a new business.
Potwierdzają to również moje doświadczenia. W trakcie ostatniej wizyty w USA miałem kilka spotkań z lokalnymi przedsiębiorcami i studentami planującymi swój biznes. W trakcie rozmów słowo startup padało bardzo często – w wielu przypadkach w bazowym znaczeniu, czyli firmy, która jest dopiero rozkręcana.
Kluczowe są nowe technologie
Dla fascynatów technologii sprawa ma się jednak zupełnie inaczej. Fenomen Doliny Krzemowej i firm takich, jak np. Facebook i Uber doprowadził do tego, że coraz więcej ludzi słowo startup kojarzy wyłącznie z nowymi technologiami. Aby się o tym przekonać, wystarczy prześledzić dyskusje w internecie na formach i grupach ze startupem w nazwie.
Fascynaci nowych technologii zawęzili to pojęcie do przedsięwzięć innowacyjnych i wykorzystujących nowe technologie. Zgodnie z tym sposobem myślenia, przysłowiowy warzywniak na rogu nie zasługuje na to miano. Bo startup to, coś więcej niż raczkujący biznes. Startup to organizacja, która tworzy biznes przyszłości.
Startup okiem inwestora
To zawężenie wynika w dużej mierze też z perspektywy finansowej. Anioły biznesu i fundusze VC przeznaczają duże środki na inwestycje w startupy. Mają jednak swoje wymagania. Inwestorzy skupiają się tylko na przedsięwzięciach, które mają potencjał na duży wzrost. Nie interesują ich proste przedsięwzięcia, których nie da się skalować, nawet jeśli oferują dobrą rentowność. Inwestorzy szukają wysokiej stopy zwrotu, a taką może dać tylko innowacyjny biznes oparty na nowych rozwiązaniach technologicznych.
Słusznie zauważycie, że nie ma zysku bez ryzyka. Dlatego z punktu widzenia finansowego rozwój startupu opisywany jest często jako ścieżka przez „dolinę śmierci” (zobacz rysunek). W trakcie rozwoju technologii i produktu oraz później w etapie komercjalizacji, startup generuje negatywne przepływy pieniężne. Ponosi wiele kosztów, a przychodów nie ma wcale, albo są bardzo skromne. Sukces zaczyna się, gdy ten trend zaczyna się odwracać i przedsięwzięcie zaczyna zarabiać. Według różnych statystyk do takiego momentu dochodzi mniej niż 10% startupów.
Jeśli chwilę się nad tym zastanowicie, zobaczycie, że ścieżka doliny śmierci jest typowa dla startupów technologicznych. „Warzywniak” takiego problemu nie ma – niepewność jest mniejsza i ryzyko finansowe również. Ale też warzywniak nie ma szans na zbudowanie wartości liczonej w miliardach, jak Google, Facebook i inni.
Startup dla badacza i praktyka
Powyższe różnice są przyczyną pewnych dyskusji w środowisku naukowym, ale dziś wydaje się, że sprawa się klaruje. Większość badaczy przytacza jedną z definicji autorów powiązanych z myśleniem lean startup/customer development:
- dla Steve’a Blanka startup to tymczasowa organizacja poszukująca skalowalnego, powtarzalnego i rentownego modelu biznesu;
- dla Erica Riesa startup to to organizacja, której głównym celem jest zdobycie wiedzy o rynku, potrzebach klientów i najlepszym sposobie komercjalizacji pomysłu w warunkach skrajnej niepewności otoczenia.
To oznacza, że startup nie musi być powiązany z najnowszymi technologiami, ale musi być przedsięwzięciem innowacyjnym. Ta innowacyjność może dotyczyć np. sposobu, w jaki produkty będą sprzedawane (np. Uber, jako aplikacja do sprzedaży usług przewozowych). Możliwości jest więcej. Ważne jest to, że innowacyjność z jednej strony prowadzi do ogromnego ryzyka (dolina śmierci) i szans na ogromny wzrost (hiperskalowalność).
Podsumowując, sprawa nie jest rozstrzygnięta. Można mówić o startupach w sensie szerokim (amerykańskim – biznes w fazie rozruchu). Dla badaczy i praktyków dużo bardziej powszechne jest łączenie startupu z innowacyjnością. Ta druga opcja jest o tyle ciekawa, że inspiruje przedsiębiorców do myślenia o nowych, perspektywicznych obszarach działalności. Jest to myślenie, które jest również mi dużo bliższe. Dajcie znać w komentarzach, co wy na ten temat sądzicie?